czwartek, 26 grudnia 2013

ROZDZIAŁ V : "Sen i jawa"

"Małżeństwo jest je­dyną formą rzeczy­wis­te­go niewol­nic­twa uz­na­nego przez prawo." - John Stuart Mill
 Gdy weszłam do kuchni naleśniki były już prawie gotowe. Nie wiedziałam, że sprzątanie pokoju zajęło mi aż tyle czasu. Moja mama, Christine, odwróciła się w moją stronę, spojrzała na mnie spode łba i powiedziała:
 - Hej! Przecież miałaś mi pomóc z tymi naleśnikami.
 - Sorki, ale z tym sprzątaniem zeszło mi o wiele dłużej niż myślałam- zrobiłam smutną minę do mojej mamy mając na celu to, że ją udobrucham.
- Ok- powiedziała mama – bierz talerz darmozjadzie i wcinaj, a ja dokończę resztę.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?- zapytałam.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie.
Wzięłam, więc talerz i nałożyłam sobie dwa naleśniki. Podeszłam do lodówki i wyjęłam dżem truskawkowy. Był to mój ulubiony. Posmarowałam sobie nim naleśniki i zaczęłam je jeść ze smakiem. Smakowały wręcz wybornie. Po zakończeniu posiłku odłożyłam talerz do zmywarki. Podziękowałam mamie i powiedziałam, że idę się położyć bo jest już późno a ja mam jutro ciężki sprawdzian z geografii . Poszłam więc do pokoju i włączyłam piosenkę One Direction ” More than this ” i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam się w sufit w kolorze brzoskwiniowym, myśląc o jutrzejszym sprawdzianie z geografii. Po chwili znalazłam się w objęciach Morfeusza. 
Zaraz potem leciałam na wielkim niebieskim kucyku Pony .
- Dokąd lecimy mój niebieski wierzchowcu ? – zapytałam.
Odwrócił swą różową grzywę i poruszył pyskiem w odpowiedzi.
- Wiozę cię na ślub.
- Kto się żeni ? – zapytałam zdziwiona.
- Ty.
Zdumiałam się wielce . Zerknęłam na swój ubiór . Miałam na sobie suknię ślubną swojej mamy .
Nagle trzask! Nagle prask ! Spadłam z konia . Patrząc pod siebie leciałam w dół . Nagle BOOM ! i spadłam na trawę . Już miałam się podnosić gdy nagle ktoś mi podał wyciągniętą rękę.
Podałam dłoń i wstałam . Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Zayn Malik. Miał włosy zaczesane do tyłu, smoking idealnie na nim leżał . Był wręcz doskonały , aż się zarumieniłam .
- Gotowa ? – zapytał cały czas się uśmiechając.
- Ale na co ?
- Na małżeństwo.
Nagle znaleźliśmy się w kościele. Podał mi dłoń i zaczął prowadzić do ołtarza. Za ołtarzem znajdował się już przygotowany ksiądz.
- Już gotowi ? – rzekł.
Chciałam coś powiedzieć lecz Zayn szybko odpowiedział.
- Oczywiście.
Ksiądz w pewnym momencie wyszedł zza ołtarza. Miał na sobie stanik z koksów i spódniczkę z liści palmowych.
Idąc w naszą stronę zgrabnie poruszał rękami i biodrami w rytmie huba hula. Patrzyłam na niego z otwartymi ustami jak na idiotę. Spojrzałam z przerażeniem na Zayna i chciałam zapytać co się dzieje, lecz on był ubrany jedynie w hawajki i z deską surfingową pod pachą. Nagle sen się urwał. Leżałam na łóżku i dyszałam ciężko. To było naprawdę dziwne. Spojrzałam na zegarek . była już 7.10 rano. Wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni. Zjadłam śniadanie przygotowane przez moją mamę . W milczeniu jadłyśmy. Gdy zrobiło się już późno wstałam od stołu pocałowałam mamę w policzek na pożegnanie, wzięłam plecak i wyszłam. Ledwo zdążyłam na swój pociąg. W ostatniej chwili weszłam do zapełnionego przedziału. W miarę szybko dojechałam do szkoły. Idąc korytarzem w stronę swojej szafki dołączył do mnie Eman.
- Hej CeeCee.
- Ooo… hej Eman.
- Chciałaś ze mną pogadać wczoraj, co nie ?
- No chciałam. Nie uwierzysz co mnie wczoraj spotkało w moim pokoju.
- No co cię spotkało ?
- Wyobraź sobie, że ja sobie wracam do domu a tam w moim pokoju taki burdel, że głowa mała !!!!!! – powiedziałam z oburzeniem .
- Noooo co ty nie powiesz . Przecież od dawna wiadomo, że z ciebie taka bałaganiara, że głowa boli !!!!! – zaczął się ze mnie nabijać z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Ale to nie ja nabałaganiłam no ! Kiedy wychodziłam do szkoły to wszystko było ładnie poukładane i w ogóle. – tłumaczyłam .
Szliśmy w stronę klasy gdy nagle zadzwonił dzwonek .
Szybko weszliśmy i zajęliśmy swoje miejsca w ławce, gdy nagle pojawił się nauczyciel.  Kazał nam się uciszyć gdyż ma nam do przekazania ważną wiadomość . Wszystkie nasze oczy spojrzały w jego stronę i się uciszyliśmy.
- Chciałem wam oto przedstawić nowego ucznia. Tylko proszę bez żadnych szemrów i bez żadnych gadek . Proszę go traktować jak zwykłego chłopaka.
Nikt nie wiedział kto ma być tym nowym uczniem. Spojrzałam na Emana lecz on tylko podniósł znacząco brwi. I wtedy wszedł . On . Zayn. Cały na luzie. Wszystkim opadły szczęki. W całej klasie zapanowała idealna cisza. Tylko on uśmiechając się powiedział:
- Cześć wszystkim. Mam na imię Zayn Malik.
Nikt nic nie mówił dalej lecz dalej się tylko gapiliśmy. Zayn poszedł do ławki która była wolna i usiadł na krześle.
Odwróciłam się do Emana i z uśmiechem szepnęłam :
- A nie mówiłam. J

piątek, 6 grudnia 2013

ROZDZIAŁ IV: "Nic bardziej mylnego"

"Je­dyną rzeczą, której po­win­niśmy się bać, jest strach". – Winston Churchill 
Obudziło mnie lekkie szarpnięcie. Wreszcie dojechałam i wysiadłam z wagonu. Z niepokojem rozejrzałam się, czy nie ma nikogo podejrzanego w pobliżu. Cały czas bałam się, że ktoś mnie śledzi. Ale to tylko moja wyobraźnia. Nie dostrzegałam nikogo, więc pomaszerowałam w stronę mojej dzielnicy. Wreszcie doszłam do schodów prowadzących do mojego mieszkania. Weszłam na II piętro i stanęłam przed drzwiami. Otworzyłam plecak i wyjęłam portfel. W środku znajdował się klucz do mieszkania. Z rozmachem przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Rzuciłam plecak w kąt i zajrzałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam miskę z nachosami. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść ze smakiem. Mamy jeszcze nie było w domu, ponieważ pracowała do późna jako pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym. Gdy skończyłam posiłek, poszłam pod prysznic. Po umyciu swojego ciała, otwarłam kuferek, aby wyjąć szczotkę do włosów. Niestety nie mogłam jej znaleźć. Pomyślałam, że przez przypadek zaniosłam ją do swojego pokoju. Okręciłam się więc ręcznikiem i weszłam na korytarz, a stamtąd do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się przerażający widok. Jak wychodziłam dzisiaj do szkoły to panował idealny ład, a teraz wszystkie ciuchy były porozrzucane po podłodze. Nie wiedziałam, co się stało. Wszystko wskazywało na to, że ktoś się włamał. Ale przecież drzwi były zamknięte na klucz i nie było po ich widać żadnych oznak włamania. Cała wystraszona, zadzwoniłam do Emanuela. Nikt nie odbierał. Zadzwoniłam jeszcze raz. Odebrała jego mama. Spytałam się czy jest Eman, lecz mama powiedziała, że wyszedł do kolegi i zapomniał komórki. Rozczarowana rozłączyłam się. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Cała rozdygotana, chodziłam z jednego pokoju do drugiego i nie mogłam znaleźć swojego miejsca. Szybko przypomniałam sobie , że przecież dalej jestem w ręczniku , dlatego też złapałam pierwsze lepsze ciuchy z podłogi i ubrałam się. Zastanawiałam się przez chwile czy nie sprzątnąć ten cały bajzel z podłogi, ale wcale nie miałam najmniejszej na to ochoty. Musiałam odetchnąć jakoś od tego całego szaleństwa i zatracić się w jakiejś czynności. Postanowiłam włączyć komputer i sprawdzić co słychać na facebooku. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Jak zwykle na stronie głównej, były same nowe zdjęcia, które Carmen wstawiła dzisiaj. Ona codziennie dodaje po pięć zdjęć. Tym razem dodała je ze swoim chłopakiem, Jimmy’m. On obejmował ją umięśnionym ramieniem i całował ją w lewy policzek. Był dość przystojny, a jego brązowe włosy były krótkie i zmierzwione. Jego oczy miały niebieski odcień. Miał na sobie fioletową koszulkę i ciemne jeansy. Carmen to krowa, dlatego nie polubiłam tego zdjęcia. Miałam zostawić wiadomość dla Emanuela o dziwnym odczuciu, że ktoś był w moim domu, ale usłyszałam ciche kroki. Poczułam nieprzyjemne uczucie, że może to być rzekomy włamywacz. Rozglądałam się za narzędziem, które posłużyło by mi do obrony. Przy najbliższym stoliku leżały nożyczki biurowe. Podniosłam je i zaczęłam iść w stronę korytarza. Nagle kroki skierowały się do kuchni, a ja poszłam za nimi. Cała drżałam ze strachu. Przez głowę przechodziło mi namyśl co ten człowiek mógłby mi zrobić. Mógł być uzbrojony. W każdej chwili może wyciągnąć broń i strzelić mi prosto między oczy. Ale gdyby nie miał broni to mam duże szanse. Spojrzałam na nożyczki w mojej prawej dłoni. Wyglądały dość marnie. Taki zwykły badziew made in Tajwan. Teraz zaczęłam żałować, że nie zabrałam czegoś bardziej przydatnego. Kurde, nawet butelka po soku okazała by się lepsza. Mogłabym go uderzyć z zaskoczenia w głowę i straciłby przytomność. A z nożyczkami co zrobię ? Najwyżej dźgnę go w plecy i ucieknę do łazienki. Cała w zamyśleniu usłyszałam nagle szelest. Zaczęłam powoli poruszać się w stronę drzwi do kuchni. Prawie potknęłam się o własny plecak, gdy usłyszałam, że ktoś właśnie w tej chwili odsuwa drzwiczki szuflady. Pot spływał mi po czole. Teraz albo nigdy. Musze działać. Uniosłam nożyczki w gotowości i powoli skradałam się do kuchni. TRZASK ! Podskoczyłam ze strachu na ten dźwięk. Ktoś z rozmachem zamknął drzwiczki szuflady i na dodatek zaczął iść w moją stronę. Natychmiast zarządziłam taktyczny odwrót i uciekłam najciszej jak się dało do łazienki. Kroki zbliżały się nieubłaganie. W takim momencie powinnam się modlić, żeby tylko włamywacz sobie poszedł. Może wynieść co zechce, ale ma mnie zostawić w spokoju. Przysunęłam się do ściany przy której stała wanna i z zapartym tchem nasłuchiwałam kroków. Tup tup tup. Cisza. Żaden dźwięk nie przerywał tej nieskazitelnej ciszy. Siedziałam w zupełnych ciemnościach z nożyczkami przyciągniętymi do piersi z bijącym sercem. Ktokolwiek to był chyba wreszcie sobie poszedł. Nic bardziej mylnego. Kroki zaczęły się zbliżać. Były już przy drzwiach do łazienki. Zacisnęłam dłonie na nożyczkach i zamknęłam oczy. Gdy usłyszałam zgrzyt, serce podeszło mi do gardła. Ze strachem patrzyłam na drzwi. Klamka zaczęła opadać na dół. Wydawało się, jakby to wszystko działo się w spowolnionym tempie. Drzwi zaczęły się otwierać. Zacisnęłam zęby i czekałam. Postać włączyła światło i stanęła w progu.
– Mama?!- oczy prawie wyszły mi na wierzch ze zdziwienia.
– CeeCee? Co ty wyprawiasz? Czemu siedzisz tu po ciemku obok wanny? I po jaką cholerę ci te nożyczki?!- zapytała. Wydawała się być trochę przestraszona i zmartwiona. Miała na sobie ciemne spodnie i koszulkę z nadrukiem ” Ask me if I care” . Widać było, że nie wie co o tym wszystkim myśleć.
– Co ty tu robisz mamo ? Nie powinnaś być w pracy ?- zapytałam.
– Właśnie z niej wróciłam. Szef pozwolił wszystkim pielęgniarkom wcześniej wyjść. Więc jestem wcześniej. Ale dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co ty na litość Boską wyprawiasz?!
Wstałam szybko i zaczęłam wszystko tłumaczyć bez ładu i składu machając szaleńczo nożyczkami mamie przed nosem.
– Stop,stop- mama wyrwała mi nożyczki z ręki i położyła je na umywalce- Jeszcze raz. Tylko spokojnie i powoli mi opowiedz jeszcze raz.
Więc zaczęłam wszystko od nowa. O tym jak przyszłam do domu i zobaczyłam walające się po całym pokoju ubrania i jak pomyślałam, że to włamywacz powrócił  po resztę rzeczy.
– Dobra, a co zginęło ? – zapytała się.
Zrobiłam głupią minę i odpowiedziałam – Moja szczotka do włosów.
Teraz to moja mama zrobiła głupią minę. Ale zaraz się uśmiechnęła.
– A po co komuś twoja szczotka do włosów? Pewnie musiał mieć strasznie poplątane włosy- wyszczerzyła zęby w uśmiechu- CeeCee nie sądzę żeby ktoś się tutaj włamał. Chodź.
Potulnie poszłam za mamą na korytarz w stronę drzwi wejściowych. Stanęłam przy nich i patrzyłam jak mama otwiera i pokazuje mi je z obu stron.
– Widzisz?-zapytała- żadnych śladów włamania. Zero uszkodzonych zamków. A kto niby miał by się włamać i po co ?
Wzruszyłam tylko ramionami. Przez chwile patrzyłam jeszcze na mamę, a potem ona poszła do kuchni i wróciła zaraz z powrotem ze swoją torebką w ręku. Przez chwile grzebała w torbie, a po chwili wyjęła portfel. Otworzyła go i pokazała mi klucz do naszego mieszkania.
– Tylko ty i ja mamy klucz. Więc skoro nie ma śladu włamania, a nasze klucze są bezpiecznie schowane to w jaki inny sposób włamywacz dostał by się do mieszkania?
„A po co ktoś zaatakował mnie w szkole ?” pomyślałam.
– No dobra.- Uniosłam ręce do góry w geście poddania- Nie mam pojęcia jak ktoś miałby się tu dostać.
Pomaszerowałam do swojego pokoju cała wzburzona. Położyłam się na łóżku i splotłam ręce na piersiach. Nie wiedziałam o co tu chodzi. Mama miała racje. Nikt poza mną i mamą nie mógł dostać się do domu. Po chwili mama stanęła w drzwiach uśmiechając się od ucha do ucha.
– Niezły burdel CeeCee.
– Tylko szkoda, że to nie ja go zrobiłam- odpowiedziałam.
– Oj Cec. Daj już spokój. Może po prostu zapomniałaś. Zobaczysz jak tylko tu posprzątasz to i może twoja szczotka się odnajdzie.
– Może
– Na pewno, chodź zrobimy naleśniki na kolacje.
Usłyszałam, że dostałam sms’a i sięgnęłam po komórkę.
– Ok mamo. Zaraz przyjdę i ci pomogę z naleśnikami.
– Dobra, czekam – odpowiedziała i wyszła z pokoju.
Odczytałam sms. Był on od Emanuela.
Napisał: „Hej CeeCee. Coś się stało ? Mama mówiła, że dzwoniłaś”
Odpisałam krótko: „O wszystkim opowiem ci jutro w szkole. Pa”
Po chwili znów rozległ się dźwięk i zobaczyłam na ekran: „OK. Do jutra. Pa”
Wstałam z łóżka i zaczęłam sprzątać porozrzucane rzeczy. Niestety szczotki dalej nie znalazłam. Zrezygnowana poszłam do kuchni tak jak obiecałam. Nieważne jak bardzo było to niemożliwe ja i tak wiedziałam swoje. Ktoś obcy był w moim domu. 

piątek, 22 listopada 2013

ROZDZIAŁ III: "What makes you beauiful"

"Lepiej poszukać sobie nowego przyjaciela niż płakać po dawnym"- Seneka Młodszy
 … Zayn Malik z One Direction ! W pierwszej chwili myślałam, że to złudzenie. Przecież to nie może być ten słynny Zayn. Miał ciemne oczy. Prawie czarne. Jego włosy były postawione na żelu. Ubrany był w koszulę w kratę i czarne jeansy.

Przez pełną minutę stałam jak słup z wytrzeszczonymi oczami. Gdy w końcu się ocknęłam zauważyłam, że chłopak też się na mnie patrzy, ale z lekkim uśmieszkiem. Skrępowana i zarumieniona nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc szybko odwróciłam się do pani Noriss z nadzieją, że Malik nie zauważy, że się zarumieniłam i wreszcie przestanie się na mnie gapić. Za to trafiłam na rozgniewaną twarz sekretarki. Jej pomalowane na czerwono usta wykrzyczały mi prosto w twarz:

- Specjalnie tu przyszłaś, żeby ominęła cię lekcja, co nie dziecinko ?!
- Ja nie… po prostu kreda…
- Już się nie tłumacz. Idź szybko do klasy.
Odwróciłam się w stronę drzwi. Nagle usłyszałam męski głos:
- Do zobaczenia jutro.
- Do jut…baczenia.
Wreszcie wychodząc z sekretariatu, poczułam, że zaraz spalę się ze wstydu. Zdążyłam jeszcze usłyszeć ten niepokojący, męski chichot. Idąc korytarzem, biłam się po głowie, przez to co przed chwilą powiedziałam. Mając 17 lat nie potrafiłam normalnie powiedzieć dwóch słów do chłopaka. Teraz, mając 19 lat dalej nie potrafię wykrzesać dwóch słów, a na dodatek zamiast powiedzieć „do zobaczenia”, powiedziałam „do jutbaczenia”. Cała zamyślona weszłam do swojej klasy. Pan Scott Landon, nauczyciel fizyki, nie był tak zachwycony z mego powrotu, jak myślałam. Najprościej mówiąc, był zły na mnie.
- Czemu tak długo cię nie było, panno Vinton?- zapytał Landon gniewnym głosem.
- Byłam przecież po kredę, panie …
- Wiem po co cię wysłałem. Pytam się, czemu tak długo ci to zajęło?
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Przecież nie powiem mu, że przez 4 minuty gapiłam się na Zayna Malika. Nie uwieżył by mi. Myśl, myśl, myśl Cecilio Vinton. Co mam mu powiedzieć. Szybko odbąknęłam słowa, które pierwsze przyszły mi na myśl.
- Była kolejka po kredę.- powiedziałam.
- Już dobrze. Idź do ławki.
Ze spuszczoną głową próbowałam dojść do ławki, tak by nie patrzeć na Carmen, która wysyłała mi szydercze spojrzenia. Miała ładne proste i długie włosy o ciemno orzechowym odcieniu . A jej ciemno zielone kocie oczy przyciągały uwagę. Carmen tak naprawdę była moją najlepsza przyjaciółką , byłą najlepszą przyjaciółką . Od początku nauki w tej szkole już się nie przyjaźnimy . O ile dobrze pamiętam byłyśmy nierozłączne już jako 7-latki . Poznałyśmy się dzięki temu że moja mama uczestniczyła w spotkaniu RMPP(Rozwiedzionych Matek Poszukujących Pracy). Tylko, że ja miałam 7 lat ,a ponieważ mama nie miała mnie z kim zostawić wpadła na genialny pomysł i wzięła mnie ze sobą. Ale po dotarciu na miejsce okazało się, że branie takich małych dziewczynek na takie spotkania nie jest dozwolone. Więc zostałam odprowadzona przez starą woźną pachnącą kotami i potem panią Shmitsberger (przeze mnie nazywaną Smródberger), do przedszkola znajdującego się na ulicy Silverstreet . Przedszkolanki z uśmiechem clowna , zachęcały mnie do udziału w zabawach, ale ponieważ ja nienawidzę clownów ,a co dopiero bawić się w takie głupie zabawy jak rolnik bierze żonę czy kalambury poszłam do stolika z przyborami do rysowania . Inspirując się dzieciakami latającymi bez przerwy po całej sali ganiając się narysowałam ludziki (czyli owe kółeczko i patyczki jako tułów i kończyny) ,a za nimi wielkie łosio podobne coś, które je goni. Wtedy do mnie dosiadła się Carmen w wersji mniejszej i zaczęła robić mi uwagi na temat mojego obrazka . Na koniec nazwała mojego łosia gadem bez nóg i rąk i na dodatek rzuciła we mnie kredką . Tak naprawdę to Carmen cały czas we mnie czymś rzucała czy to kredka , piórnik , lalka ,a w późniejszych latach ośmieliła się użyć swojej własnej komórki ale wtedy akurat chybiła. I tak nam zostało aż do gimnazjum : ona rzuca , ja potem w nią czymś rzucam , a na koniec się z tego śmiejemy . Ale już się nie przyjaźnimy nawet nie wiem dlaczego . Po prostu od pierwszego dnia była już inna , zmieniła się nie do poznania, zaczęła się zadawać z uczniami zupełnie innymi niż ja , ubranymi w markowe ciuchy, a ze mnie uczyniła swoim własnym obiektem kpin . Znalazła sobie nową najlepszą przyjaciółkę z głupawym uśmieszkiem . Różowa lala o imieniu Dianna . W końcu usiadłam w ławce obok Emanuela . Chłopak był szczupły i wysoki , a jego krótko ścięte blond włosy dziwnie sterczały w niektórych miejscach . Miał zwykłą kwadratową twarz i zwyczajne brązowe oczy . Kiedy usiadłam nachylił się do mnie i szepnął :
- Długa była ta kolejka po kredę ? – zapytał ze śmiechem w oczach
- Nie było żadnej kolejki , musiałam odpowiedzieć coś sensownego .
- Rzeczywiście, to że była kolejka po kredę to naprawdę najbardziej sensowna odpowiedź jaką słyszałem – wyszczerzył swoje proste zęby w uśmiechu.
- Powiedziałabym ci czemu mi to tak długo zajęło, ale mi nie uwierzysz -powiedziałam.
- No co ty CeeCee, uwierzę w każdą bzdurę którą mi powiesz – mówił nalegając .
- No bo weszłam do sekretariatu i …
Nie zdążyłam wypowiedzieć następnego słowa, ponieważ przerwał mi dzwonek na przerwę . Uczniowie zaczęli wstawać z miejsc i szybko wychodzili z klasy. Spojrzałam na Emanuela a ten powiedział tylko, żebym się pospieszyła bo on nie ma zamiaru sterczeć tu przez 5 minut i przez to stać jako ostatni w kolejce na stołówce po lunch. Więc szybko upchnęłam książki do torby i poszłam za nim . Stołówka była już zapełniona po brzegi uczniami, którzy rozmawiali w grupkach . Wraz z Emanuelem przeciskaliśmy się do przeciwległego końca stołówki z tacami w rękach. Kolejka szybko się poruszała, więc za 6 minut byliśmy już przy bufecie.
- Więc co dzisiaj mamy na obiad?- spytał się mnie Emanuel – Zobaczmy , świeżutkie prosto z zamrażarki karczochy , trochę mięsa nieznanego pochodzenia i oh fasolka koloru wymiocin. Pycha!
- No co?! To przecież same przysmaki. Już nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam karczochy , chyba aż 2 dni temu !!- odpowiedziałam ze śmiechem.
Nałożyliśmy na swoje tace jedzenie, jeśli tak można powiedzieć i usiedliśmy przy pustym stoliku .
- Iiiii…?-zapytał się chłopak
- Co i ?
- Weszłaś do sekretariatu i ?
- A! Weszłam do sekretariatu i tam był Zayn Malik. Chyba to on będzie tym nowym uczniem w naszej klasie.
- Zayn Malik tak ? Ten koleś z One Direction . W naszej klasie. – Emanuel patrzył się na mnie z powagą – Jesteś pewna że nie spadłaś ze schodów, albo może uderzyłaś się w głowę?
- Jestem całkowicie pewna , że go widziałam . I wiedziałam że mi nie uwierzysz!!
-Ok. Wierzę ci. Na serio ci wierzę CeeCee .
- Ta jasne. Chodź odnieśmy to paskudztwo, zaraz będzie dzwonek.
Poszliśmy odnieść niedokończony posiłek i wróciliśmy na korytarz . To co najbardziej podobało mi się w tej szkole to ogromny przestronny korytarz. Po prostu strasznie dużo miejsca. Ale teraz już mi się tak nie podobał jak dawniej. To w końcu tutaj zostałam zaatakowana przez tego zamaskowanego bandytę. Nie miałam ochoty mówić o tym mamie i nie zamierzam jej nigdy tego mówić. Po prostu znalazłam się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Każdego to mogło spotkać, ale trafiło na mnie. Jedyną osobą której o tym powiedziałam był Emanuel. To on zastąpił mi Carmen i to on stał się moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mogę na niego liczyć. Pani Cambell podczas pierwszej lekcji biologii w pierwszej klasie kazała mi z nim usiąść. Zaczęliśmy ze sobą gadać i siadaliśmy na każdej lekcji razem ławce i odtąd staliśmy się przyjaciółmi. Nadeszła lekcja j. angielskiego z panią Donavan. Jak zwykle usiadłam z Emanuelem w przedostatniej ławce. Nauczycielka kazała nam robić zadania w parach, a sama wyszła z klasy. Byłam jak zwykle z Emanuelem. Po skończeniu zadanej nam pracy zaczęliśmy rozmawiać o moim spotkaniu z Zaynem.
- No to Cecilio, odpowiedz mi na kilka moich pytań- powiedział, równocześnie się śmiejąc.
- No to jak musisz, to wal.- odpowiedziałam.
- Pierwsze pytanie. Spodobał ci się ?
- No co ty. To znaczy, był całkiem przystojny i miły, ale nie jest w moim typie.
- Czy Malik ma aż taki seksowny głos, jak każdy mówi ?- zapytał, uśmiechając się.
- No wiesz … – odpowiedziałam, rumieniąc się.
Nagle usłyszeliśmy, ze ktoś za nami się śmieje. Szybko się odwróciłam i zauważyłam , że to była Carmen. Zdziwiłam się, dlatego że zwykle było to miejsce Patricii Jones. Po chwili Carmen wyszła z ławki i oznajmiła całej klasie o moich urojeniach, że rzekomo dzisiaj w szkole widziałam Zayna Malika. Dzwonek wreszcie zadzwonił i skrócił me cierpienia, dlatego że była to ostatnia dzisiejsza lekcja. Lecz nie uchroniło mnie to od złośliwych komentarzy moich kolegów z klasy, gdy w pośpiechu wychodziłam ze szkoły. Myśląc o dzisiejszym dniu, szłam na stacje metra. Gdy znalazłam się już w przedziale i usiadłam. Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać piosenki „What makes you beautiful”. Pogrążyłam się w myślach o Zaynie i dzisiejszym dniu. Gdy się ocknęłam w słuchawkach leciały słowa :
So come on
You got it wrong
To prove I’m right I put it in a song
I don’t know why
You’re being shy
And turn away when I look into your eyes.




niedziela, 10 listopada 2013

ROZDZIAŁ II: "Sen i nowy nieznajomy"

"Lepiej było by w ogóle nie śnić"- Marlen Haushofer
Obudziłam się wcześnie rano. Myślałam, że nie przeżyję tej nocy. Śnił mi się potworny sen: jakimś trafem znalazłam się w przedziale metra. Otaczała mnie niespokojna ciemność. Tylko na gazetę, którą czytałam padało lekkie światło. Przyjrzałam się dokładnie artykułowi, który czytałam. Szczególną uwagę zwrócił nagłówek, który głosił „TAJEMNICZE MORDERSTWO W SZKOLE”. Z zaciekawieniem spojrzałam na zdjęcie ofiary. Przedstawiało ono młodą dziewczynę, leżącą w kałuży krwi, odwróconą twarzą do ziemi. Moją uwagę przyciągnął strój dziewczyny. Była ubrana dokładnie tak samo jak ja podczas napadu w szkole. Zauważyłam, że miała także taką samą fryzurę. Bardzo się przeraziłam. Dalej przeglądając artykuł usłyszałam, że drzwi przedziału otwierają się ze zgrzytem. Niestety panowała ciemność, więc nie wiedziałam żadnej osoby. Rozglądałam się po przedziale, ale dalej nikogo nie mogłam dostrzec. Nagle z mroku wyłonił się nóż. Po chwili zobaczyłam, że owe, przerażające narzędzie trzyma mężczyzna, który zaatakował mnie w szkole. Zaczął się do mnie zbliżać z podniesionym nożem. Już miał mnie zaatakować, gdy nagle się obudziłam. To był naprawdę przerażający i bardzo realny sen. Po porannej toalecie zeszłam do kuchni, aby poprosić mamę, abym nie musiała iść do szkoły.
– Mamuś, mam do ciebie wielką, wielką prośbę.- Powiedziałam.
– Jaką ?
– Mogłabym nie iść dzisiaj do szkoły ?
– A to niby czemu ?
– Dzisiaj mam sprawdzian z matmy, o którym wczoraj zupełnie zapomniałam.
– Ale to, że się nie przygotowałaś to nie znaczy, że masz nie iść do szkoły. Po prostu go poprawisz.
– Ale mamoooooooooo!!!!!!!!!! Ta stara jędza nie da mi poprawć.
– Nie ma o czym mówić. Jedz śniadanie i wychodź do szkoły.
Ze smutną miną opuściłam mieszkanie. Ze względu na sen bałam się jechać do szkoły metrem, więc poszłam do szkoły z buta. Wchodząc do szkoły, słyszałam jak grupka uczniów rozmawia między sobą o tym, że jakiś nowy chłopak doszedł do nas do klasy. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Weszłam do sali z nadzieją, że zobaczę tego nowego, lecz nikogo nie spostrzegłam. Pan od fizyki, ponieważ byłam dyżurną, wysłał mnie do sekretariatu po kredę. Idąc korytarzem myślałam o nowym uczniu. Otworzyłam drzwi do sekretariatu. Pani Noriss siedziała na podwyższanym krzesełku, a przed biurkiem stał odwrócony do mnie plecami chłopak.
– Dzień dobry ! Przyszłam po kredę.
– Dobrze, dobrze dziecinko weź sobie. Leży tam.- Powiedziała, wskazując palcem na półkę.
Już miałam wychodzić, gdy nieznajomy chłopak odwrócił się w moją stronę. Trzymał w ręce plan lekcji. Nie mogłam uwierzyć. Był to … .

sobota, 2 listopada 2013

ROZDZIAŁ I: "Mój nieznany wybawca"

"Dzisiaj jest pierwszym dniem reszty twojego życia. Nic bardziej prawdziwego."- Jonathan Carroll
Stojąc przed lustrem upięłam włosy w ciasnego koka. Na sobie miałam ciemne jeansy i białą bokserkę przykrytą czarną marynarką. Spoglądając w lustro widziałam dość ładną i niską dziewczynę z rudymi włosami. Byłam już gotowa do wyjścia. Zeszłam do kuchni, w pośpiechu przegryzłam tosta, cmoknęłam mamę w policzek i wybiegłam z mieszkania do szkoły. Dzień był pochmurny. Bałam się, że zacznie padać deszcz, a ja zmoknę, bo zapomniałam parasolki. Weszłam do szkoły i zadzwonił dzwonek. Pierwszą lekcją była matematyka z panią (wiedźmą) Alice McDonald. Ze spuszczoną głową pomaszerowałam do ostatniej ławki, która dawała mi odwagi przy tej siwowłosej czarownicy. Byłam bardzo zmęczona i nawet nie wiem jak to się stało, gdy usnęłam. Obudził mnie chropowaty, przypominający odgłos ropuchy głos:
- Cecilio, czy nie przeszkadzam ci w spaniu?- zapytała nauczycielka.
- Przepraszam najmocniej. To z przemęczenia.- Zrobiłam zbolałą minę.
- A czym waćpanna, jeśli mogę wiedzieć, się tak umęczyła?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl było to, że miałam ciężką noc, ale z niewiadomego powodu odpowiedziałam:
- Po prostu za ścianą buszowała sąsiadka.
-A w jaki sposób buszowała?- zapytał Thomas, kolega z klasy, siedzący przede mną.
- Normalnie.- Odpowiedziałam.- Jak chomik w środku nocy.
Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać. Tylko pani McDonald miała nietęgą minę. Już miała coś powiedzieć, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam na przerwę. Thomas opowiedział o wszystkim chłopakom ze starszych klas i cała szkoła zaczęła się ze mnie śmiać. Reszta lekcji minęła spokojnie. O 14.00 wyszłam ze szkoły. Pogoda była paskudna. Lało jak z cebra. Szybko pobiegłam w stronę stacji metra, gdy nagle zorientowałam się, że zapomniałam ze szkoły stroju na w-f. Szybko zawróciłam do szkoły. Gdy weszłam, korytarze były już puste. Zbliżałam się do swojej szafki, gdy nagle ktoś złapał mnie za barki i zaczął ciągnąć mnie do tyłu. Próbowałam się uwolnić, lecz napastnik był dużo silniejszy ode mnie. Zaczęłam wołać o pomoc, lecz on zatkał mi usta. Jedyne  co zdążyłam zauważyć to fioletowa rękawiczka na jego dłoni. Nagle poczułam szarpnięcie i upadłam na podłogę. Przeczołgałam się  do szafek i odwróciłam się w stronę dwóch walczących ze sobą zamaskowanych postaci. Wyższy z nich miał kominiarkę, a drugi czarną bluzę z kapturem zasłaniającym twarz. Nie wiedziałam który z nich to oprawca, a który wybawca. Napastnika poznałam po fioletowych rękawiczkach. Facet w kominiarce wybiegł, a tuż za nim „kaptur”. Cała drżąca poszłam na stację metra, aby bezpiecznie dojechać do domu. Jednak przez całą drogę miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Szybko doszłam do domu i spanikowana pozamykałam wszystkie drzwi na klucz. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć, zastanawiając się kto był napastnikiem, a kto obrońcą. Nawet nie wiedziałam kiedy usnęłam.